16.04.2017 (Dzień 13)
Poprzedniego dnia naprawdę się wystraszyłam, jeśli chodzi o powagę sytuacji i o zdrowie @asiaer. Na szczęście nad ranem już było ok.
Tak się akurat złożyło, że tego dnia była Wielkanoc. Ja zazwyczaj święta spędzam rodzinnie, więc chyba po raz pierwszy byłam poza domem i w dodatku bez żadnego kontaktu. Mimo wszystko postanowiłam, że stworzę w Himalajach atmosferę świąteczną. Zaczęłam zatem dzień od gorącej, odświeżającej, przyjemnej, błogiej kąpieli… w tym wypadku czytaj… umyłam się jak zwykle chusteczkami nawilżającymi. Następnie zrobiłam sobie super makijaż… przemyłam twarz tonikiem i nałożyłam krem. Oto odrobina luksusu :) Założyłam swój odświętny strój… spodnie trekkingowe, bluzkę termoaktywną, buty trekkingowe i chustkę na głowę. Niestety wrażenie popsuła pasta do zębów, która została pod nosem z braku lustra, a którą zobaczyłam dopiero później na nagranym filmiku z całego wydarzenia.
Na śniadanie wielkanocne były kabanosy, które przywiozłam z Polski i najwyższy czas przyszedł, żeby je zjeść… chwilę się zastanawiałyśmy czy to dobry pomysł, ale węch i smak podpowiadały nam, że raczej będzie wszystko dobrze:) Do tego zamówiłyśmy jajka na twardo i kołacz cynamonowy. Ja zabrałam ze sobą również ozdoby świąteczne, więc całość wyszła całkiem ładnie. Podczas śniadania pomyślałam sobie o rodzinie, która zebrała się wyjątkowo w tym roku beze mnie. Tak trochę smutno mi się zrobiło.
Po śniadaniu posiedzieliśmy trochę w jadalni, która praktycznie była pusta, bo ludzie wychodzili wcześnie rano. Zostali tylko Ukraińcy, bo jeden z nich też nie czuł się chyba najlepiej.
My postanowiłyśmy, że dziś pójdziemy do High Campu na 4925 m n.p.m. Droga nie była długa, ale dość kręta i mocno pod górę. Szłyśmy powoli, ale pod koniec brakowało już mi oddechu… wysokość robiła swoje. Byłam też głodna. I chyba nastąpił jakiś kyzys, pokłóciłysmy się z @asiaer… ale to już inna historia.
Annapurna Circuit Trek, Nepal, 2017
Annapurna Circuit Trek, Nepal, 2017
W High Campie zamówiłyśmy pokój, w którym tradycyjnie okna nie były szczelne i wiatr hulał jak chciał. Cena 400 rupii, czyli jakieś 16zł.
Po jedzeniu chińskiego makaronu z warzywami poszłyśmy na “górkę” obok w celu aklimatyzacji, bo górka miała chyba ponad 5000 m n.p.m. A widoki przepiękne. Trochę na górze wiało i podarłam delikatnie swoje spodnie zahaczając o skałę.
Wróciłyśmy do naszej klitki trochę odpocząć. A potem na kolację zamówiłyśmy ziemniaki z kapustą za 370 rupii. I tradycyjnie wrzątek. Potem pozostało już tylko siedzenie w jadalni, w której oczywiście było “najcieplej” i szukanie miejsca jak najbliżej źródła tego ciepła. Siedzę i piszę:
Jutro wstajemy wcześnie rano i atakujemy przełęcz. Mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Już naprawdę tęsknię za ciepłem, umyciem się i kontaktem ze światem. Dziś nie jest mój dzień, dopadł mnie kryzys. Smutno mi. Już chyba jestem zmęczona. Za dużo emocji. Duży wysiłek za mną i przede mną.
Przed nami noc pełna niepewności...
Obawa przed zimnem, obawa przed trudnościami z oddychaniem.
Czy damy radę kondycyjnie? Czy choroba wysokościowa uniemożliwi nam osiągnięcie celu?
@asiaer profilaktycznie bierze tabletki, które łagodzą objawy choroby wysokościowej. Ja czuję się dość dobrze, nie lubię faszerować się niepotrzebnie lekami i pomimo tego, że się boję, że mogą mnie dopaść jakieś objawy, to postanawiam, że nie będę brała żadnych leków na moje lęki.
Wszystkie zdjęcia zrobione przeze mnie.