Ucz się Jasiu!

Chciałabym poddzielić się z Wami swoją opinią na temat finansowania szkolnictwa wyższego. Obecnie jest tak, że studia dzienne są ogólnie rzecz biorąc bezpłatne, finansowane z podatków, a studenci mogą liczyć na drobne kwoty stypendiów naukowych lub socjalnych. Studia zaoczne i na prywatnych uczelniach wiążą się z wpłatami czesnego, którego wysokość zależy od uczelni i kierunku, tu również przyznawane bywają stypendia.

Karierę studencką miałam dość rozbudowaną. Dziennie studiowałam już dość dawno. W czasie studiów ukończyłam zaoczne studium policealne (płatne, ale nie były to wysokie kwoty). Później podjęłam pracę i ukończyłam już pracując dwa kierunki płatnych studiów podyplomowych (aby mieć uprawnienia do nauczania dwóch przedmiotów). Wreszcie postanowiłam uzyskać jeszcze kwalifikacje nauczyciela bibliotekarza, ale zamiast podyplomówek wybrałam zaoczne studia magisterskie. Dlaczego tak dużo kierunków? A dlatego, że choć w liceum byłam finalistką krajowej olimpiady przedmiotowej i miałam wstęp wolny na dość szeroki wachlarz kierunków, to tak naprawdę kompletnie nie wiedziałam, co chcę robić w przyszłości. I wydaje mi się, że i wielu dzisiejszych licealistów nie wie, lub nie są pewni swego wyboru.

Uniwersytet_Wroclawski_gmach_glowny_pl_Uniwersytecki_Wroclaw_13199.jpg

Moja Alma Mater - akwarela C. Vennera z 1904 roku (domena publiczna)

Dzisiejszą sytuację w szkolnictwie wyższym odbieram jako patologiczną. Na studia dzienne idzie wiele osób, często o zdolnościach i kompetencjach poniżej przeciętnych. Ludzie ci tak naprawdę marnują czas swój i pracowników uczelni. Kończą studia po trzech lub pięciu latach i okazuje się, że w zawodzie wynikającym lub powiązanym z kierunkiem studiów pracować nie chcą lub nie mają szans, bo a) jest bardzo nisko popłatny, b) trudno się przebić, c) w miejscu zamieszkania w ogóle nie ma tego typu miejsc pracy i pewnie kilka innych powodów. Na studia zaoczne idzie równie liczna rzesza młodszych i starszych studentów. Jeśli wynikają one na przykład z rzeczywistej potrzeby dokształcenia czy rozwoju zawodowego, to zbliżamy się do sytuacji nieco "zdrowszej". Często jednak młodzi ludzie wybierają kierunek w wersji "light" (za moich czasów był to marketing i zarządzanie), aby tylko "mieć papier". Dochodzi do tego roszczeniowy stosunek do uczelni jako usługodawcy typu płacę - wymagam, czyli oczekiwanie, że ów "papier" jest gwarantowany wpłatami.

Potrzebne są zmiany głębokie - po pierwsze w głowie przeciętnego Kowalskiego. Studia to nie jest, a przynajmniej nie powinno być bujanie się do czasu wydania "papieru". Studia powinny przygotowywać do pracy w zawodzie wymagającym wysokich kwalifikacji lub do pracy naukowej. Dzisiejsze podejście do studiowania i straszliwa dewaluacja wartości dyplomu ich ukończenia rodzi idiotyczną sytuację, w której pracodawca uważa, że absolwent marnował czas, bo pożytecznych rzeczy nauczyłby się w pracy, a absolwent często jest posiadaczem "papieru" a nie ma ani wiedzy, ani umiejętności - zamiast tego ma, o zgrozo, braki, które wyraźnie świadczą o tym, że maturę zdał nie wiadomo jak i nie wiadomo gdzie. Dlaczego? Otóż w powszechnej opinii dyplom kierunku płatnego jest uważany za "kupiony" (i nie ma związku z wkładem pracy studenta), a studia dzienne z kolei to "michałki" - ciągłe imprezy, jakiś tam egzamin i nic z umiejętności praktycznych.

"Tanie mięso to psy jedzą." Uważam, że studia wyższe powinny być płatne. Płatne i elitarne. Dyplomy powinny mieć należytą wartość, a nie da się tego osiągnąć uprawiając masówkę i stosując sita o największych możliwych okach. W kraju działa GUS, więc nie powinno być najmniejszych trudności z określeniem ilu absolwentów rocznie powinno produkować bibliotekoznawstwo, ilu farmacja, ilu administracja. Aby nie zablokować możliwości studiowania zdolnym osobom z niezamożnych rodzin, można byłoby wprowadzić stypendia zwalniające z opłaty na przykład kandydata, który najlepiej zdał egzamin wstępny czy laureata olimpiady przedmiotowej.
Postuluję przy tym właśnie powrót egzaminów wstepnych na uczelnie - niech będzie to naprawdę elita młodzieży. Przy czym w instytucie o wysokiej renomie i określonym profilu badawczym może być tych miejsc dla studentów mniej, a egzaminy trudniejsze.
Pracując i studiując mogłam liczyć na wsparcie pracodawcy. W moim przypadku było to 25 % czesnego, ale wyobrażam sobie, że można byłoby wprowadzić ulgi w opodatkowaniu dla pracodawców, którzy chcieliby pokryć koszt studiów pracownika.
I jeszcze jedna sprawa. Jako nauczyciel nie mam możliwości przystąpienia do egzaminów eksternistycznych, aby zdobyć kwalifikacje do nauczania przedmiotu. Należy "odsiedzieć swoje" na studiach podyplomowych. W tej chwili nie liczą się już żadne kursy, aby prowadzić kolejny przedmiot czy zajęcia szkolne (logopedia, biblioteka, wychowanie do życia w rodzinie, doradca zawodowy) nauczyciel musi mieć ukończone studia podyplomowe. Uważam, że powinna istnieć możliwość przystąpienia do egzaminu kwalifikacyjnego eksternistycznego. Bardzo lubię geografię, materiał do matury włącznie mam w małym palcu, ale w tej chwili nikogo to nie interesuje - powinnam udać się jak wszyscy na podyplomówkę i tam zdobywać wiedzę wraz z osobami, które kompletnie nie pamiętają co to jest erozja, ani jak krąży w przyrodzie woda. Egzamin eksternistyczny oczywiście mógłby być płatny i bardzo trudny.

O finansowaniu badań naukowych się nie wypowiem. Myślę, że powinni o tym decydować znawcy tematu. Zdecydowanie przesunęłabym na ten cel pieniądze, które dziś idą "za studentem" - myślę, że wówczas można byłoby skutecznie wspierać zarówno finansochłonne badania biotechnologiczne, inżynierii biomedycznej, nowych technologii jak i te niżej nakładowe a ważne dla kultury i tożsamości narodowej Polaków - tak lekceważąco dziś traktowane nauki humanistyczne. Kto dziś zdaje sobie sprawę z tego, że w matematyce, fizyce, astronomii czy filozofii Polacy to prawdziwa siła? Czas zacząć budować etos nauki i naukowca.

A ty? Co mówisz o szkole, uczelni, nauczycielach? Jeżeli masz już dzieci, to może warto budować w nich od początku inne podejście do nauki - że ich podstawówka i szkoła średnia to szansa i przywilej, a nie beznadziejny obowiązek, głupie przedmioty i głupi nauczyciele. Edukacja zmienia się i naprawdę daje szansę rozwijania talentów i wspierania indywidualnych możliwości ucznia. Może po pewnym czasie da to pozytywny efekt - taki, że młody człowiek będzie wybierał studia bardziej świadomie, albo świadomie z nich zrezygnuje widząc, że chce mieć swój sklep i świetnie się w tym sprawdzi albo chce od razu pójść na staż do firmy, której działalność najbardziej go interesuje.

W tym miejscu chciałabym wyrazić swój podziw i ogormny szacunek, dla koleżanek i kolegów z mojego roku, którzy kontynuują karierę naukową i robią niesamowite rzeczy. Niestety w mediach pojawiają się informacje tylko o niektórych Waszych działaniach a i to bardzo rzadko.
Jesteście wielcy!


Post napisany został w ramach Tematów Tygodnia #20 - nawiązuje do tematu 3.


Pierwotnie opublikowano na Lectorium. Blog na Hive napędzany przez dBlog.

H2
H3
H4
Upload from PC
Video gallery
3 columns
2 columns
1 column
29 Comments