Skusiłam się jakiś czas temu na nowy laptop. Stary mi dobrze służył ale już się zestarzał technicznie i dysk miał dość mizerny jak na moje potrzeby. 320 Gb to podobno dużo. Ale dużo nie dużo... taki chomik jak ja wszystko zapełni, zagraci.. I ani się obejrzę a już się żalę wszem i wobec że ciasno i miejsca mi brak.
Zapaliłam się do pomysłu i jak to konsument zaczęłam sprawdzać oferty. Sprawdzałam, porównywałam, wybrałam. Umówiłam się telefonicznie na odbiór w sklepie, żeby jeszcze mieć tę frajdę własnołapnego oglądu lapka przed zakupem. Po dwóch, trzech dniach zadzwonili. Poszłam odbierać.
Standardowa procedura - dziewczyna z punktu obsługi otworzyła paczkę z kompikiem, włączyła, wyłączyła. Wszystko zostało sprawdzone. Obwąchałam go jeszcze ze wszystkich stron i nie spodobała mi się matryca. Ekran był porysowany a kupując nowy sprzęt daję sobie prawo do grymasów. Porysowanego nie chciałam.
Dziewczyna poprosiła o pomoc kolegę,, ten poszedł do magazynu, poszukał chwilę, przyniósł nowy egzemplarz. Otworzyliśmy, sprawdziliśmy, zapłaciłam, wróciłam do dom. Chwilę potrwało zanim zabrałam się za dopasowywanie lapka - czytaj: wgrywanie "moich" programów, podłączanie do netu... I coś było nie tak. W nowym miałam silniejszy procesor, grafikę też obiecywali w lepszej rozdzielczości, a wyświetlało się jakieś badziewie. Pomyślałam, że to coś sterowniki nie halo. Ale to przecież komp głupologiczny - włączasz i masz. Z ciekawości zajrzałam do Menadżera Urządzeń... I mnie zmroziło. Dysk 500 GB (miał być 1Tb), procesor... któryś z celeronów, o ile dobrze pamiętam. W porównaniu z zakupionym/zapłaconym i5 - słabizna.
Weszłam ponownie w ofertę sprzedaży Saturna, skąd wybrałam ten mój zakupiony i znalazłam. Jajo kukułcze, które do domu przywlokłam było w ofercie. Parametry wyczytane w Menadżerze Urządzeń zgadzały si e w 100% tylko cena... dostałam sprzęt o ponad 1000 PLN tańszy.
Wróciłam do sklepu następnego dnia rano. Wysłuchali. Chłopak ( tym razem) z biura obsługi zadzwonił po kierowniczkę. Ta przywołała kogoś jeszcze wyższego szarżą. Wypytali jeszcze raz z czym przychodzę i przez następną godzinę, dwie trzy osoby przeczesywały cały sklep i magazyn w poszukiwaniu laptopów: tego który kupiłam i tego który dostałam. Sprawdzali dokumenty sprzedaży z dokumentami przyjęcia towaru... Czy przepatrywali również monitoring tego nie wiem. Ale akcja była "ogólnoplanetarna".
W międzyczasie zwiedzałam sobie galerię i jak już ustali, że nie jestem naciągaczem tylko im coś się pomyliło ( a miało prawo, bo laptopy były tych samych rozmiarów, w identycznych obudowach) wymieniłam przyniesiony mi laptop (ten właściwy) na, wyszperany na półce, sprzęt o tych samych parametrach. Ten "nowszy" lapek miał większy ekran. I to mi się spodobało.
Wszystko dobre co się dobrze kończy. Ale co by było gdybym się na przykład zorientowała po miesiącu od daty zakupu? Albo i później? Nie udowodniłabym, ze mam rację.
Post zgłaszam do Tematów Tygodnia #37.
Temat No 1.Ściąganie (Luźne nawiązania: oszustwo)
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
źródła grafik wykorzystanych w tekście:Pixabay