Jestem przekonany, że większości z Was wszelkie pająki, pajęczaki itp. przedstawiciele świata zwierząt kojarzą się z niezbyt lubianymi stworzeniami i źródłem lęku, który skutkuje chęcią jak najszybszego rozgniecenia delikwenta przy użyciu dowolnego, odpowiednio skutecznego narzędzia mordu.
Osobiście nic do tych zwierzątek nie mam, ale po wejściu w leśną pajęczynę i tak zaczynam wściekle się otrzepywać w obawie o własne życie (nie ważne czy coś na niej aktualnie przebywało czy też nie). W skrócie: lekko nie mają. Gdzie się taki pajączek nie pojawi – tam od razu sieje panikę niezależnie od swoich intencji, których i tak nie umielibyśmy odczytać.
W fotografii zazwyczaj uwieczniany z zastosowaniem dużych zbliżeń, co dodatkowo potęguje horror (puste, czarne oczy w liczbie kilku lub kilkunastu oraz wielkie, owłosione szczękoczułki – coś strasznego). Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłem wyjątek od tej reguły! Chodzi o powszechnie występującego na terenach Europy kosarza pospolitego.
Nigdy jakoś nie żywiłem do nich szczególnej odrazy (co innego tłuste krzyżaki), lecz w najśmielszych wyobrażeniach nie podejrzewałem, że w powiększeniu wyglądają one tak… chciałoby się powiedzieć: przyjaźnie. Ok, może to tylko moje odczucie, ale z malutką główką i parą całkiem normalnych oczu, wygląda zgoła inaczej niż okropni kuzyni z piekła rodem. Z resztą popatrzcie sami:

Aparat: Canon EOS 70D + EF-S 55-250mm STM + Raynox DCR-250
Owszem – żeby to ujrzeć potrzeba odpowiedniej skali odwzorowania. Ja użyłem do tego celu konwertera Raynox DCR-250. Skuszony możliwością podziwiania mikrokosmosu wszedłem niedawno w jego posiadanie i przyznam, że sprawdza się znakomicie. Wystarczy założyć na obiektyw i gotowe – mamy całkiem niezły mikroskop. Powoduje utratę sporej ilości światła, a głębia ostrości ma chyba grubość kartki papieru – nie mniej jednak gwarantuje spore możliwości i warto postarać o dobre ujęcie (minęła co najmniej godzina zanim znalazłem idealnie ustawiony okaz, który dodatkowo nie uciekł w ostatniej chwili przed zwolnieniem spustu migawki).
Nie zaprzeczam, że gdzieś za czasów bardzo wczesnej podstawówki zdarzyło mi się „bawić” z podobnymi pajęczakami, a w wyniku tych nieodpowiedzialnych czynności, któryś mógł stracić np. nogę – nie celowo oczywiście, ale po prostu ekhmm… no jakoś tak wyszło. Kiedy teraz stanąłem z nim oko w oko - zrobiło mi się po prostu wstyd na wspomnienie tamtych szczenięcych lat. Makrofotografia często zmienia perspektywę patrzenia na świat.