Jednym z motywów, po które bardzo często sięgali malarze na przestrzeni wieków, były "martwe natury". Na malowidłach przedstawiano najróżniejsze przedmioty. Główne role przypadały zazwyczaj kwiatom i owocom, ale można było zobaczyć również książki, talerze i wazony, broń, instrumenty muzyczne i... pospolite żarcie. W tym szynkę!

W 1640 roku holenderski malarz Floris van Schooten, na nie całkiem przykrytym stole, ułożył produkty spożywcze. Widać mocno przerośniętą tłuszczem szyneczkę nabijaną goździkami i spory kawał twardego sera. Jest bułka i nóż, by to wszystko jakoś kroić. Z tyłu za wędliną coś do picia, a na talerzykach po lewej niezidentyfikowane dodatki. Niech to żółte będzie masłem, a to drugie dżemem. Jest też deser, czyli dwa okrągłe... krakersy. Całość wygląda pysznie, a ponadto wzrok przyciąga ciemnobrązowe tło, ślady złożeń na obrusie i ten niedbale rzucony, ślicznie pofałdowany ręcznik.
Kolejne dwa obrazy mają ze sobą wiele wspólnego. Prócz tej samej narodowości obu malarzy, i do tego tworzących mniej więcej w tym samym czasie, dwa poniższe dzieła łączy oczywiście szynka i... niezły bajzel na stołach!


I tu, i tu posiłki spożywać musiały najzwyklejsze, i z pewnością pijane "świnie". Poprzewracane naczynia, potrzaskany kielich, okruchy pieczywa, łupiny orzechów, a muszlami po ostrygach zawalone co najmniej pół stołu. Aż dziw, że niektóre naczynia, jak na przykład szklany kieliszek odbijający okno, przeżyły tę imprezę. Uwagę zwracają też refleksy świetlne na srebrnych i cynowych dzbankach. No i obrusy! Niewyprasowane, mistrzowsko sfałdowane. Bez żadnej plamy? Zgadza się, ale za to z sygnaturką...

Twórcą następnego obrazu z szyneczką jest także Holender, Jan Davidszoon de Heem. Jego stół dźwiga wprost niewyobrażalną ilość jadła wszelakiego. Mhmm... co my tu mamy?

Moc owoców! Winogrona takie siakie, śliwki, truskawki i czereśnie, pomarańcze, brzoskwinie i granat chyba. Poza tym pomidory, cebula, bodajże melon i kasztany. Pieczywo zaś pod postacią chrupiącej bułeczki. Są też owoce morza, z czerwonawym homarem na czele, i mięcho z kością, wyprodukowane z najlepszej świni w okolicy. Feeria barw i smaków! Przepych i dostatek! Tylko żreć! Ale rękami, bo sztućców nie dali...
Na koniec zapraszam na trochę bardziej współczesną, mięsną konsumpcję. Przed nami trzy dzieła, dwa dziewiętnastowieczne, i jedno z wieku dwudziestego. Wszystkie noszą francuskie miano "Le jambon", co w języku żabojadów znaczy SZYNKA!
Z lewej Édouard Manet, ze swoją porcją zjedzoną prawdopodobnie w 1875 roku, z prawej Félix Vallotton i jego okaz z 1918 roku, a pod nimi Paul Gauguin, i kawałek, który został pochłonięty przez malarza w roku 1889.



Jedno jest pewne. Jestem głodny. Potężne ssanie w żołądku i znajome odgłosy oznaczają: jeść!!! :)
Smacznego i tymczasem!
Artykuł napisany w ramach tematu drugiego 33. edycji Tematów Tygodnia.